czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 4 : Luke uczy mnie jak się bić

   Już przed świtem dotarliśmy na polanę, która miała być naszym miejscem do ćwiczeń.
- Gotowa ?- zapytał
- Tak, możemy zaczynać - oznajmiłam.
  Luke pokazał mi podstawowe ruchy obronne, a później sprawdzał czy uważnie słuchałam, atakując mnie. Poszło mi całkiem dobrze, dlatego przeszliśmy do następnego etapu, czyli ataku. Tutaj już byłam trochę spięta, ponieważ trudniej mi było ćwiczyć na Luke'u.
  Skończyliśmy dopiero późną nocą, i od razu zdecydowaliśmy się iść na małe polowanie. Bez mniejszego namysłu ruszyliśmy brzegiem lasu, wzdłuż autostrady do Seattle. Tym razem jednak w mieście był koncert jakiegoś sławnego zespołu muzycznego, chyba One Direction. Słuchałam go kiedyś, jeszcze przed przemianą, ale to się zmieniło wraz z moją nową naturą. Tłum nastolatek właśnie wychodził z stadionu, więc korzystając z okazji, razem z Lukiem w biegu złapałyśmy dwie z nich, które oddaliły się trochę za arenę. Nawet nie zdążyły krzyknąć, a już czułam jak po ciele rozlewa mi się ciepła krew jednocześnie dając wrażenie większych możliwości. Gdy w mojej ofierze już nic nie zostało, zostawiłam ją i spojrzałam na Luke'a, który też już skończył.
- Rano znowu będziemy ćwiczyć. Musisz napić się jeszcze żeby mieć jak najwięcej siły. - oznajmił patrząc na mnie uśmiechnięty. Jak poprosił tak zrobiłam, i po chwili u naszych stóp leżały już trzy martwe, młode dziewczyny. Były mniej więcej w moim wieku, pomyślałam.
- Wracamy ? - zapytałam Luke'a. Nie wiem czemu, ale nie mogłam dłużej patrzeć na te ciała.
- Jasne - uśmiechnął się mój "stwórca". - Ale najpierw musimy się z kimś spotkać...
    Biegłam za Lukiem w nieznanym mi kierunku. W końcu dotarliśmy do portu, dalej Luke poprowadził nas do starego kutra rybackiego.
- Co my tu robimy ? - spytałam, jednak nie czułam strachu.
- Ciii - uciszył mnie Luke. Najpierw poczułam obcy zapach wampira, a po chwili owa postać wyłoniła się z mroku. Był to średniej budowy mężczyzna, jego blond włosy sięgały mu do ramion. Jego lekko przeźroczysta skóra sprawiała wrażenie bardzo delikatnej. Wygladał na jakieś 20 lat, a na plecy miał zarzuconą czarną pelerynę.
- Witaj Kajuszu. - przywitał się Luke. A więc to on był tym jednym z wielkiej trójki, pomyślałam. Kajusz skinął głową w geście powitania i od razu zwrócił swój wrok na mnie.
- A to jest zapewnie ta wampirzyca, którą przemieniłeś ? - spytał spokojnym, ale zimnym głosem.
- Tak, Kajuszu to jest Camile Hathaway. - oznajmił wskazując na mnie.
- Witaj Kajuszu. - powiedziałam, na co on znów skinął głową.
- Jakie są postępy ? - zapytał nagle.
- Jesteśmy w trakcie ćwiczeń, już za kilka dni będziemy gotowi. - opowiedział w skrócie Luke.
- Bardzo Dobrze, jednak jest mała zmiana planów. Macie tylko dwa dni do ostatecznego kroku. - spoważniaj Kajusz.
-Ale w dwa dni możemy nie zdążyć. - zaprotestował Luke.
- Trzeba tak zrobić, żeby zmylić dary Cullenów. Alice zapewnie już przewidziała, że zmierzacie do nich, a gdy tylko się dostatecznie zbliżycie to Edward będzie czytał wam w myślach. Do tego jeszcze dochodzi tarcza Belli. Dlatego też, gdy juz będziecie w drodze to musicie ją zmieniać, tak żeby ich zmylić. Co prawda oni was nie znają, ale to nie utrudnia im powstrzymania was. - zakończył swoje przemyślania Kajusz. - No czas najwyższy na mnie. Wracam do Volterry, muszę dopilnować żeby Aro i Marek nie dowiedzieli się o tym planie. Życzę wam powodzenia i żegnajcie. - powiedział i zniknął w mroku.
- Wracajmy... - oznajmił Luke łapiąc mnie w pasie.
- Może popłyniemy, nie jest daleko ? - spytałam, bo nagle naszła mnie chęć na pływanie.
- No ok, jak chcesz. - pobiegliśmy w stronę mostu wychodzącego daleko w ocean. Po drodze mijaliśmy zakotwiczone kutry i łodzie. Po chwili poczułam jak woda otacza mnie wokół, otworzyłam oczy żeby się rozejrzeć za Lukiem. Był tuż obok.
     Byliśmy już przy brzegach Taholah, a nad nami rozciągała się skalna ściana klifu.
-Teraz pokażesz na co cię stać - uśmiechnał się do mnie i wyskoczył z wody uczepiając się ściany. Wbiła swoje palce w skałę i po chwili czekał już na górze.
- Teraz ty - usłyszałam go pomimo szumu fal i dość dużej odległości. Pomyślałam sobię, że wygodniej by było gdyby woda sama mnie wypchnęła w górę, kiedyś czytałam ksiązki gdzie takie rzeczy się zdarzały. Wyobraziłam sobie jak by to wyglądało z moim udziałem. Zamknęłam oczy, po chwili gdy je otworzyłam, bo poczułam jak moje stopy dotykają czegoś co nie było wodą, stałam już na szczycie klifu, a Luke gapił się na mnie z szeroko otwartymi szkarłatnymi oczami.
- Jak ty to... ?
- Sama nie wiem,  tylko pomyślałam o tym jak to woda wznosi mnie w górę i proszę, po chwili znalazłam się na górze. - Nie mogłam się nadziwić jak to się stało. - A co dokładnie widziałeś ? Wiesz, miałam zamknięte oczy. - zadałam pytanie wiedząc, że jest głupie.
- Najpierw widziałem cię w wodzie jak zamykałaś oczy i myślałaś o czymś, a po chwili woda jakby wypchnęła ciebie w górę i postawiła obok mnie. - Zastanawiałam się jak to mogłoby być możliwe, gdy nagle do głowy przyszła mi odpowiedź.
- Luke ? A jeśli to dar ? - po tym pytaniu od razu się uśmiechnął.
- Prawdopodobnie. Musimy odwiedzić mojego znajomego wampira.
- Daleko do niego ?
- ... Los Angeles.
     Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już w samolocie do Los Angeles. Bradzo trudno było mi się opanować wśród tylu ludzi, ale wytrzymałam co pewnie było zasługą Luke'a. Wylądowaliśmy bardzo szybko, a resztę drogi przebiegliśmy. Ten jego znajomy wampir okazał się jakimś milionerem zyjącym w wielkiej willi. Luke podszedł do domofonu i zadzwonił, po chwili odezwał sie gruby męski głos.
- Kto tam ?
- Luke Volturi, przyszłem do Jamesa, jestem jego znajomym. - zapadła cisza, po chwili jednak brama zaczeła się otwierać. Drzwi otworzył nam jakiś mięśniak w czarnym garniturze.
-A to - wskazał na mnie. - Kto to ?
- To moja partnerka - odpowiedział Luke.
-No dobrze. Proszę za mną. - oznajmił a my ruszyliśmy jego śladem. Przeszliśmy przez ciemnny korytarz, na końcu były drzwi z napisem "gabinet". Osiłek wskazał nam na te drzwi i otworzył. Weszliśmy do zupełnie oświetlonego pomieszczenia. Za biurkiem siedział bardzo przystojny wampir.
- Luke ! Jak dawno cię nie widziałem ! - powiedział z entuzjazmem wstając z fotela. Przywitali się "misiaczkiem". - Widzę że przyprowadziłeś znajomą. - rzucił spoglądając na mnie.
- Witam, jestem Camillle. - przywitałam się grzecznie i podałam Jamesowi rękę, na co on ją uścisnął.
- Co was tu sprowadza ? - spytał zwracając się do Luke'a.
- Muszę się dowiedzieć, czy Camille ma jakiś dar. To bardzo ważne. - oznajmił Luke.
- Usiądźcie - wskazał na kanapę stojącą w rogu gabinetu. - Aktywność tego daru dosyć wysoka... i potężna. Ona...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to rozdział czwarty.
UWAGA !! Tam gdzie tekst odznacza się innym kolorem >>>>> należy kliknąć, a pojawi wam się zdjęcie owej rzeczy.
Następny rozdział dodam jak najszybciej.
I bardzo, ale to bardzo proszę o komentarze :) Chcę poznać waszą opinię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz