wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 5 : Oswajam się z darem

UWAGA ! Przy słowach odznaczających się kolorem skrywa się obrazek, więc klikajcie na takie słowa ;D






  -Aktywność tego daru jest dość wysoka... i potężna. Ona włada żywiołami - Luke ze szczęścia aż klasnął w dłonie, a ja zaniemówiłam. Nie mogłam uwierzyć, że mogłabym robić coś takiego jak podnosić wodę czy wywabiać z ziemi rośliny jak to robią w filmach.
-Wyczuwam też coś więcej... - zaczął znowu znajomy Luke'a. - Coś czego nie spotkałem u żadnego innego wampira obdarzonego darem władania nad żywiołami. - Luke jeszcze bardziej się podniecił na te słowa.
- Kajusz będzie wniebowzięty - wyszeptał tylko mój opiekun na co wampir siedzący za biurkiem spojrzał na niego znacząco  - Przepraszam mów dalej.
-Dziękuję Luke. Mam silne przeczucie, że Camille poza możliwością władania ziemią, wodą i powietrzem może opanować władanie ogniem. - Luke aż zakaszlał.
- O-ogniem ? Jeszcze żaden wampir nie potrafił władać ogniem ! On nas zabija !
- Wiem, dlatego musi ją wytrenować ktoś doświadczony, z podobnym darem.
-Ale nie mamy czasu Kajusz dał nam jeszcze tylko dwa dni, a od jutra już tylko jeden. Dowiedział się, że część Cullenów a mianowicie Bella wyjeżdża niedługo i to będzie najlepszy czas żeby zaatakować. - słysząc ich rozmowę uznałam, że James wie o całym planie Kajusza i pewnie są w zmowie.  Jednocześnie uświadomiłam sobie, że już niedługo będę musiała zabić nieznaną mi dziewczynę, której nawet nie znałam. Byłam zawiedziona faktem iż nie mogę po prostu odmówić Luke'owi wykonania tej "misji". Znając już, niektóre postępowania Volturich uznałam, że wtedy nie będę miała nawet co uciekać. Znajdą mnie od razu dzięki niejakiemu Demetriemu. Nagle z zamyśleń wyrwały mnie słowa Luke'a
- Musimy jak najszybciej wracać, mamy mało czasu. James, dziękujemy ci za wszystko. Miło było mi ciebie znów spotkać.
-Mnie ciebie tez Luke. Jak już będzie po wszystkim to proszę przyjedźcie do mnie razem. -zwrócił się w moją stronę. - chciałbym lepiej poznać twój dar. - uśmiechnął się ciepło, o ile wampiry mogą się tak uśmiechać.
-Musimy już iść. Do zobaczenia. - zakończył Luke wychodząc z gabinetu.
- Do zobaczenia, i dziękuje panu za odkrycie mojego daru. - odwróciłam się i wyszłam.
   Po pięciu godzinach dotarliśmy do lasów niedaleko Taholah. Po drodze oczywiście zaspokoiliśmy nasze pragnienia kilkoma ofiarami. Luke uznał, że chce przetestować moje zdolności dlatego pobiegliśmy na polanę niedaleko klifów.
-Wyobraź sobie jak przed tobą wyrasta na przykład kwiat. - poinstruował mnie. Skinęłam głową i skupiłam się. W myślach pojawił się obraz wyrastającej z ziemi przede mną róży. Już po kilku sekundach usłyszałam lekkie klaskanie i chichot. Otworzyłam  zamknięte wcześniej oczy. Przede mną wyrosła piękną czerwona róża. Byłam strasznie podekscytowana moimi nowymi zdolnościami.
-Pokaż coś jeszcze - zachęcił Luke. - tak żebym się zdziwił - rzuca mi wyzwanie, pomyślałam. Przymknęłam oczy. Pomyślałam o ścianie bluszczu wychodzącej z ziemi. Otworzyłam oczy, Luke'a nie widziałam za to przed moimi oczami było to co sobie wyobraziłam. Przyjrzałam się dokładniej, każde włókno każdego liścia, każdej gałązki tworzyło szczelnie zamkniętą ścianę. W ułamku sekundy pojawił się obok mnie Luke.
-Jeśli wykorzystasz to w walce to Kajusz będzie zachwycony. Aro nam w końcu podziękuje i postawi na zaszczytnym miejscu u jego boku. - uśmiechnął się i ujął moją twarz w swoje dłonie zmuszając do spojrzenia mu prosto w oczy. Widziałam każdy detal jego szkarłatnych oczu. Czułam jego gładką skórę na swojej twarzy. W końcu pochylił się i mnie pocałował, najpierw delikatnie, ale potem to się zmieniło. Przyciągnęłam go do siebie, nie musiał mnie do tego zmuszać.
    Po godzinie mój "stwórca" uznał, że musi kupić jakieś nowe ubranie, więc pobiegł do Seattle a ja zostałam sama na tej samej polanie co wcześniej. Pomyślałam, że teraz poćwiczę z innym żywiołem. Jeśli chciałam dobrze wypełnić misję to musiałam się postarać a zostało mi mało czasu. Na początek skupiłam się na małym wicherku szalejącym na mojej ręce. Tym razem poszło mi o wiele gorzej, chyba po tych pocałunkach, stwierdziłam. Spróbowałam jeszcze raz, i znowu nic. Uznałam, że woda trochę orzeźwi mój umysł, dlatego ruszyłam pędem w stronę klifów. Minęła tylko chwila i już leciałam siłą wybicia. Po chwili poczułam jak uderzam w granatową taflę wody.  Otworzyłam oczy, dookoła mnie była ciemność. Wypłynęłam na powierzchnię chociaż nie miałam po co, bo jako wampir nie potrzebowałam powietrza. Ba, nie musiałam nawet oddychać.
    Luke oczywiście nie wiedząc jaki mam rozmiar kupił mi za dużą koszulkę, na szczęście spodnie i buty pasowały. Ubrałam się i wyszłam z małej chatki w środku lasu. Luke opierał się o drzewo i spoglądał gdzieś przed siebie. Podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia na co powoli odwrócił się w moją stronę.
- Wyruszamy nad ranem - powiedział tylko. Przytaknęłam głową. Gdzieś w głębi duszy - o ile wampiry mają duszę - nie chciałam tego robić, ale coś mnie do tego zmuszało.
-Coś się stało ? - wyrwał mnie z zamyśleń głos Luke'a.
- Nic, tak sobie myślę.
- Co myślisz ? - nie dawał za wygraną.
- Nie ważne. Chodź na polanę poćwiczę żywioł powietrza bo nie za bardzo mi wychodzi. - chciałam się czymś zająć.
-Dobrze chodźmy. - zgodził się w końcu i ruszyliśmy, tym razem powoli w stronę naszej starej polany.
    Resztę nocy spędziłam na wykorzystaniu mojego daru w celu wytworzenia małego wiatru,. Wyszło mi dopiero po kilkunastu próbach. Po kilku powtórzeniach tego manewru spojrzałam przed siebie na majaczące na horyzoncie słońce. Luke też tam patrzył i tylko delikatnie skinął głową na znak zaczęcia misji zadanej przez Kajusza. Zaczęło padać, jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Luke pobiegł przodem, ale już po chwili go wyprzedziłam. Przez jakieś 10 minut nasz bieg był po prostu wyścigiem. Co chwilę się wyprzedzaliśmy. Już miałam przeskoczyć przez rwącą rzekę, ale Luke zmusił mnie abym się zatrzymała.  Zerknęłam na siebie, całe ubranie było brudne od błota i mokre od rosy.
-Jesteśmy już prawie na miejscu. - powiedział tylko.
- Co teraz robimy ?
- Na szczęście przybiegliśmy od strony gdzie terenu nie patrolują zmiennokształtni, więc połowa roboty za nami. Możliwe jednak, że niektórzy z nich mogą pilnować Cullenów, dlatego dzięki mojej umiejętności ich zatrzymam a ty w tym czasie zajmiesz się ofiarą. Rozumiesz ?
- Jasne, - Plan był prosty a wykonanie trudne, tylko to rozumiałam.
-Używaj swojej mocy żeby ich zmylić. Jak tylko powstrzymam możliwych zmiennokształtnych to dołączę do ciebie. Ruszamy ! - powiedział tylko przeskoczył nad szalejącą wodą. Podążałam cały czas za nim. Biegliśmy przed siebie dopóki nie usłyszałam w oddali odgłosu łamanej gałązki. Wiedziałam, że to było bardzo daleko ale mimo to usłyszałam, i Luke też. Jednak nadal biegliśmy.
-Jeszcze tylko kawałek i nas usłyszą, trzymaj się na uboczu z wyjawianiem swoich myśli, a szczególnie daru. - powiedział Luke.
-Dobrze, postaram się. - w odpowiedzi tylko skinął głową. Nagle po mojej prawej stronie usłyszałam wycie wilka, nie wystraszyłam się, uwierzyłam, że Luke mnie przed nimi obroni. I tak się stało. W chwili gdy wielki brązowo-szary wilk leciał w moją stronę, mój towarzysz użył swojego daru i zwierzę padło z wielką siłą na ziemię. W ułamku sekundy Luke podbiegł do leżącego wilka i złapał rękoma jego szyję. Zaczął go dusić, odwróciłam wzrok. Gdy znowu spojrzałam, wilka już nie było a jego miejsce zastąpił młody chłopak o kręconych czarnych włosach. Miał szeroko otwarte oczy, które były czarne. Spojrzał na mnie i po chwili ciszy przestałam słyszeć jego serce. Luke wstał.
-Zabiłeś go. - wykrztusiłam tylko.
- Musiałem. Chodź, musimy biec dalej. - wiedziałam, że nie musiał go zabijać, ale zrobił to. Spojrzałam jeszcze raz na martwego chłopaka, jego oczy były nadal otwarte. Pomyślałam, że mógł mieć około 20 lat. Zawsze starałam się nie zwracać uwagi na wiek moich ofiar, bo w pewnym sensie śmierć tego chłopaka była moją winą. Zdziwiłam się mimowolnie, ponieważ zorientowałam się, że to wszystko przemyślałam w czasie zaledwie kilku sekund. Nagle jednak poczułam co innego - nieodpartą ochotę biegnięcia dalej, za Lukiem. Zrozumiałam, że to właśnie jego sprawka i nie mogłam się mu przeciwstawić, dlatego ruszyliśmy dalej. Biegliśmy dalej, po jakiejś minucie byłam trochę zdziwiona, że jeszcze nas nikt nie powstrzymuje, ale już po chwili wiedziałam dlaczego. Najpierw poczułam obce zapachy innych wampirów i jakiś kujący mnie w nozdrza nieznany zapach. Po sekundzie dowiedziałam się już skąd dochodzi owa woń. W oddali pomiędzy drzewami dostrzegłam grupę wampirów. Razem z Lukiem wybiegliśmy przed nimi, dostrzegłam tuż za ich grupą skrytą postać, rozpoznałam ją. Była to moja ofiara - Renesmee. Razem z Lukiem ustawiliśmy się do ataku. Ze strony obcych wampirów spodziewałam się wszystkiego, a jednak nie rozmowy. Wampir stojący na przedzie był dziwny, jego oczy były koloru płynnego złota. To właśnie on odezwał się jako pierwszy.
- Nie chcemy was skrzywdzić i oczekuję od was tego samego. - powiedział tylko. Chciałam się odezwać, ale moc Luke'a trzymała mnie cicho. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, słyszałam tylko ciche bicie pół wampirki nadal chowającej się za resztą klanu.
- Nie chcemy sojuszu. - odezwał się w końcu Luke.
- Luke, poczekaj... - nareszcie dar mojego towarzysza przestał chwilowo na mnie działać i wyszeptałam tylko te słowa. Luke spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem. Coś chyba stało się z jego darem bo zignorowałam go i wyprostowałam się.
- Proszę, mów dalej. - zwróciłam się do Carlisle'a o ile dobrze rozpoznałam. Niestety wampir nie zdążył odpowiedzieć. Luke rzucił się na stojącego przed hybrydą Emmetta. Oczywiście nie obyło się bez użycia jego daru na mnie, dlatego mimo woli zaatakowałam. Wampirów po przeciwnej stronie było o wiele za dużo, nie wiem czemu Luke uznał, że uda nam się ich pokonać. Wyszło, że jest nas sześć wampirów od Cullenów na mnie i Luke'a. Po chwili uznałam, że nie mamy szans - dołączyło jeszcze kilkoro zmiennokształtnych. Już miałam z przymusu skoczyć na drobną wampirkę niejaką Alice, ale drogę zastąpił mi rudobrunatny wilk, kłapnął zębami i mało brakowało a odgryzł by mi rękę. Odparowałam cios uderzając go z całej siły w głowę. Dzięki mojej sile odleciał kawałek dalej. Rozejrzałam się za Lukiem bo dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że ledwo wyczuwam jego woń. Nie było go, zauważyłam kątem oka jak ucieka przez las goniony przez czarnego wilka. Nie wiedziałam co mam robić, mój towarzysz uciekał a ja byłam właściwie bezbronna. Chwila mojej nieuwagi wystarczyła. Poczułam jak za rękę łapie mnie osiłek Emmett. Od razu się wykręciłam i odepchnęłam, lecz on nie dawał za wygraną. Do niego dołączyli jeszcze dwaj inni bracia, Edward - ojciec Renesmee, i Jasper. Tym razem nie miałam szans, musiałam użyć mojego daru. Przywołałam w myślach strumień wody z pobliskiej rzeki. Przyleciała od razu, następnie wycelowałam nią w napastników. Kątem oka zauważyłam, że reszta klanu uważnie obserwuje mój wyczyn a wilk, którego wcześniej odepchnęłam wstaje i podchodzi do Renesmee. Woda uderzyła w trójkę wampirów, ale niestety ich nie spowolniła. Wszyscy trzej złapali mnie za ramiona.
- Luke ! Luke ! - Zaczęłam krzyczeć, miałam nadzieję, że jeszcze po mnie wróci. Było mi siebie żal, że nie mogłam przeciwstawić się darowi Luke'a, tak naprawdę nie chciałam nikogo zabijać, byłam do tego zmuszona. Chciałam to wykrzyczeć do podchodzących do mnie powoli członków klanu Cullenów, ale bardziej byłam skupiona na bezskutecznych próbach wyrwania się ze stalowych rąk. Carlisle już miał coś powiedzieć gdy zza drzew wyszedł uśmiechnięty chłopak, chociaż nie byłam tego pewna po jego zapachu. Był mniej więcej w moim "ludzkim" wieku, w ręce trzymał kanapkę. Spojrzał w górę wprost na nas.
- Coś mnie ominęło ? - zapytał, na co zaśmiałam się w myślach. rudobrązowy wilk spojrzał na niego, było widać, że jest zły. Chłopak spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami. Nagle przypomniał mi się wilkołak, którego zabił Luke, czarnowłosy musiał też być zmiennokształtnym.
-Seth... ? - zwrócił się do niego Edward. Teraz wszyscy patrzyli tylko na niego, a on na mnie.
- Co się dzieje ? - zapytał ze spokojem Carlisle. Ja również zastanawiałam się o co im chodzi a w szczególności owemu chłopakowi, który nadal nie odrywał ode mnie wzroku.
- Wpojenie. Seth się w nią wpoił. - powiedział w odpowiedzi tylko. Nie miałam pojęcia o co im chodzi, nadal mnie trzymali i nie pozwalali uwolnić.
- O co tu do cholery chodzi ?! - wykrzyczałam w końcu przestając się wyrywać.
- Ciii... - uciszył mnie tylko Carlisle, wszyscy obserwowali owego Setha, a on po chwili namysłu spojrzał na trzymających mnie na uwięzi. W ułamku sekundy stało się wiele dziwnych rzeczy. Chłopak, który się we mnie wpoił - cokolwiek by to znaczyło - zmienił się w wilka o piaskowej sierści a cała reszta, oprócz Renesmee i tych, którzy mnie trzymali rzuciła się na niego. Wszyscy razem przygwoździli wielkie zwierzę do ziemi.
- Powstrzymajcie go jeszcze przez chwilę. - powiedział Carlisle wstając i podchodząc do mnie. Spojrzałam na niego nieufnie na co on wyciągnął do mnie rękę w geście pokoju.
- Spokojnie nic złego ci nie zrobimy - zwrócił się do mnie. - Za chwilę cię puścimy, ale musisz obiecać, że nie uciekniesz. Wtedy wszystko tobie wytłumaczę co się stało. Musisz nam tylko zaufać. - Nie wiedziałam czy mogę mu uwierzyć. Tak naprawdę się bałam, ale teraz gdy Luke uciekł zostawiając mnie uznałam, że to już koniec. Nie chcę go nawet szukać. Teraz zresztą to już chyba nie mam wyboru. Carlisle i reszta nie wyglądali jakby mieli mnie zabić więc skinęłam głową w geście zgody.
-Emmett, Jasper, puśćcie ją. - żelazny uścisk ustąpił, jednak osiłek i blondyn nadal stali koło mnie. Zwróciłam mój wzrok na wilka przygwożdżonego nadal przez grupę wampirów. Chyba to wyczuł bo również spojrzał się na mnie i po kilku sekundach usłyszałam jak jego serce zwalnia. W końcu przemienił się powrotem w młodego chłopaka. Nie dało się ukryć, że był nagi, dlatego poratował go rudobrązowy wilk i zasłonił go sobą. Przypomniało mi się nagle o tym, że mówiłam sobie iż postaram się jak najlepiej wypaść w walce, Teraz to się zmieniło, już nie miałam poczucia bezsilności, Luke'a nie było i nie więził mnie. W końcu jestem wolna. Nagle moją uwagę zwrócił Seth idący w moją stronę. Odetchnęłam z ulgą, na szczęście był już ubrany. Nie wiem czemu, ale cały czas się uśmiechał chociaż nic śmiesznego w tym nie było. Obserwowałam go uważnie, słyszałam bicie jego serca i gdyby nie śmierdział psem to chyba miałby dobrą krew. Po mojej prawej stronie Edward zachichotał. No tak zapomniałam, że to właśnie on czyta mi cały czas w myślach. Jestem pewna, że gdybym mogła oblać się rumieńcem to byłabym teraz cała czerwona.
- Hej, jestem Seth. A ty ? - przedstawił się chłopak.
- Wiem jak się nazywasz, i chcę tylko wiedzieć o co tu chodzi a moje imię jest mało ważne. - odpowiedziałam mu na co uśmiech znikł z jego twarzy. Czułam się trochę niezręcznie, bo cała reszta stała wokół nas i przyglądała się uważnie, spojrzałam na wampirkę stojącą naprzeciwko, musiała to byś Esme. Tylko ona jako jedyna patrzyła na mnie z współczuciem. Już ją polubiłam. Teraz jednak moją uwagę zwrócił Edward.
- Kto ci zlecił to zadanie ? - zapytał.
- Nie wiem czy mogę powiedzieć... - Luke nic nie mówił czy mogę czy nie.
-Czemu chciałaś zabić moją córkę ? - kontynuował dalej z pytaniami.
- Wcale nie chciałam. Byłam pod działaniem daru Luke'a. - mówiłam szczerze, ale nie wiem czy mi uwierzą.
- Co to za dar ? - tym razem głos zabrał Carlisle.
- On może władać innymi. Sprawia, że ofiara robi to co on chce. - wspomniałam chwile kiedy powstrzymywał mnie od rzucenia się na ludzi w samolocie, wtedy to akurat się przydało, ale teraz uważałam ten dar za przekleństwo.
- No dobrze. Nie mamy chyba więcej pytań.
- Zaraz, zaraz. Chcę wiedzieć co to jest wpojenie ?! - wręcz krzyczałam, ale musiałam to wiedzieć bo nadal nie dawało mi spokoju.
- Wpojenie występuje u wilkołaków. Polega ono na tym, że członek sfory zaczyna postrzegać inną istotę jako centrum wszechświata, jedyną rzecz trzymającą przy życiu. Po wpojeniu wilkołak a w tym przypadku Seth, jest wręcz zmuszony do dostosowywania się do twoich potrzeb, do chronienia ciebie, dbania byś była szczęśliwa. Nie istnieje żadna granica, żaden limit wiekowy, po którym wpojenie może występować. - Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą powiedział Carlisle. Seth się we mnie zakochał, teraz już musimy być razem chociaż nie mam pojęcia kim jest i już ? Informację, że jestem kim jestem już zrozumiałam, ale to wpojenie jest kompletnym szaleństwem. Spojrzałam mimowolnie na Setha, który był raczej zmartwiony całą sytuacją. - Czy możemy porozmawiać sami ? - odezwał się w końcu. Wyglądał na tak zasmuconego, że nie wiem jakim cudem, ale zgodziłam się w duchu. Seth natomiast rozglądał się po milczących twarzach zgromadzonych dookoła.
- Alice ... ? - zwrócił się Carlisle do krótkowłosej, na co ona przymknęła oczy. Dopiero po kilku sekundach ocknęła się.
- Będzie dobrze, nic się nie stanie. - odpowiedziała swoim melodyjnym głosem. - Stanie się dopiero gdy Bella wróci. - po tych słowach się zasmuciła, a ja dopiero teraz zauważyłam brak nowo-narodzonej. Gdyby ona była to jestem pewna, że nie uszłabym z tej potyczki żywa.
- No tak, tym zajmiemy się później. Możecie porozmawiać. I pamiętaj - zwrócił się do mnie najstarszy członek klanu. - Ufamy tobie.




~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po długiej, długiej, długiej przerwie wróciłam z nowym rozdziałem :) Obawiam się, że na następny również (ten kto wgl czyta tego bloga) poczeka :/ pytacie - A czemu tak długo ? Odpowiedź - jestem teraz w trzeciej klasie gim i mam o wiele więcej materiału, sprawdzianów i wszystkiego niż inni :) Liczę wreszcie na wasze komentarze, jeśli coś wam się nie podoba to napiszcie. Przepraszam też za niektóre błędy ortograficzne i inne jeśli znajdziecie (tymczasowo nie mam bety :/)
   

1 komentarz:

  1. Super! Uwielbiam sagę Zmierzch i powiem szczerze, że nie znalazłam żadnego bloga w tej tematyce, który by mnie zainteresował. Twój jest pierwszy. Życzę ci dużo weny i żebyś jak najszybciej dodała najnowszy rozdział.
    Zapraszam również do mnie: http://oczamicaroline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń