środa, 11 lutego 2015

Rozdział 6 : Komplikacje

Na słowa odznaczające się kolorem od pozostałych należy kliknąć !!!!





  Klanowi Cullenów zaufałam prawie całkowicie. Uwierzyłam im, że mnie nie zostawią tak jak Luke i pomogą mi. Szłam teraz przez las niedaleko willi wampirów, razem z Sethem. Była cisza nikt nic nie mówił. Słyszałam tylko odgłosy lasu i kilka innych dźwięków dochodzących z domu.
- Wiesz już co to wpojenie, więc chyba nie będę ci więcej tłumaczył. - zaczął w końcu młody zmiennokształtny. - Mam nadzieje, że mnie rozumiesz...
- Seth nie znam cię. I szczerze mówiąc chcę tylko stąd uciec. Jak najdalej od Luke'a i Volturich. - spuściłam głowę. Nagle poczułam, że wstyd mi za moje zachowanie, ale z drugiej strony nie działałam z własnej woli.
- Nie smuć się, proszę. Pomogę ci uciec. Nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził. - odpowiedział tylko. - Mamy czas. Poznamy się lepiej. Możemy zacząć już. - uśmiechnął się i podał mi rękę - Hej, jestem Seth. A ty jak masz na imię ? -rozśmieszyło mnie to poniekąd. Podniosłam głowę i podałam mu dłoń. - Hej. Camille jestem. - jego zapach uderzał w moje nozdrza jak wichura śnieżna. Seth uśmiechnął się, nie mogłam się powstrzymać i również posłałam mu uśmiech.  ignorując odór.
- Idziemy się przejść ? - zapytał. Polubiłam go, dlatego się zgodziłam.
   Wracaliśmy ścieżką do domu Cullenów po kilkugodzinnym spacerze. Było popołudnie a ja wiedziałam chyba o Sethcie więcej niż ktoś, kto znał go przez kilka lat. Ja natomiast nie za bardzo miałam mu o opowiadać. Pamiętałam tylko czas po przemianie i tylko strzępki wspomnień z przed niej. Dowiedziałam się też, dlaczego Bella była nieobecna. Podobno musiała wyjechać załatwić sprawy związane z przeprowadzką. Chłopak jednak bardzo zainteresował się moim darem. Prosił abym pokazała mu kilka sztuczek, które oglądał z wielkimi oczami. Seth zaprowadził mnie pod drzwi domu. Otworzył i wskazał gestem żebym weszła co zrobiłam niechętnie. Zaprowadził mnie dalej do wielkiego salonu gdzie siedziała reszta członków klanu, Jacob i Renesmee . Odezwałam się jeszcze zanim zrobił to ktokolwiek inny.
- Nie chcę wam sprawiać problemów, dlatego jak najszybciej odejdę w pokoju. Jeśli oczywiście mi pozwolicie po moich wyczynach.
- Domyśliliśmy się, że działałaś pod wpływem bardzo silnego daru. I mamy nadzieję, że będziesz wobec nas wyrozumiała. - odpowiedział mi Carlisle. - Mamy też do ciebie propozycję. Porozmawiałem z moją rodziną i uznaliśmy, że ci pomożemy. Z tego co zauważyłem masz dar...
- Władam żywiołami - odpowiedziałam szybko na co on skinął głową.
- Tak. Znamy wampira, który ma podobne zdolności i może ci pomóc opanować twoje. Później, jeśli sprawy się dobrze potoczą to jeślibyś chciała możesz pojechać do naszych bliskich o Denali. Nauczysz się tam panować nad pragnieniem ludzkiej krwi. Wszystko zależy od ciebie, ale tu sprawa się komplikuje bo Seth się w ciebie wpoił... - Carlisle zawiesił głos i spojrzał na Setha. Ten stał obok mnie i chyba nie miał zamiaru odstąpić choćby na krok.
- Ja chciałam was jeszcze bardzo przerosić, a w szczególności Renesmee. Wiedziałam, że źle robię zgadzając się na to zadanie, ale inaczej Luke zapewne zabiłby mnie. - Czułam wstyd i miałam do siebie żal.
- Byliśmy na to przygotowani, Alice przewidziała wszystko. - odezwała się Esme. O moje uszy odbijał się szum krwi Renesmee. Starałam się o tym nie myśleć chociaż było to bardzo trudne. Po chwili jednak zalała mnie fala spokoju i zauważyłam jak blondyn stojący obok Alice przygląda mi się uważnie. No tak, to dzięki niemu mój nastrój się tak zmienił.
- Decyzja należy do Ciebie, jesteśmy gotowi Tobie pomóc jeśli ty i nam pomożesz w razie niebezpieczeństwa. Jeśli chcesz do nas dołączyć, musisz się nauczyć panować nad pragnieniem i swoim darem. Chcesz tego czy nie ? - Carlisle postawił sprawę jasno. Musiałam wybrać. Moja decyzja wydawała się oczywista, ale pragnęłam również zemsty na Luke'u, który mnie poniekąd zdradził. Z drugiej strony Cullenowie chcieli mi naprawdę pomóc a ja byłam im coś winna, i mogłam im odpłacić jedynie gwarantowaniem jako takiego bezpieczeństwa.
- Dobrze, zgadzam się. Chcę się nauczyć panować nad pragnieniem i moim darem. - Kilka osób jak Alice, Esme, Emmett i Carlisle uśmiechnęli się. - Dziękuje wam, i naprawdę żałuję tego co zrobiłam.
- Nic się nie stało. - uspokoiła mnie Esme podchodząc i obejmując mnie ramieniem niczym bliska mi osoba.
-Pójdę napisać list z prośbą do Benjamina i Tii. Myślę, że chętnie nas odwiedzą. - Carlisle uśmiechnął się i wyszedł z salonu.
- Zabiorę lepiej Nessie do naszego domu - Powiedział Edward wstając, jego wyraz twarzy był nieodgadniony. Nie wiedziałam czy jest w ogóle zadowolony z takiego stanu rzeczy. W końcu przybyłam tu z misją zabicia jego córki. Rosalie złapała Emmetta za rękę i pociągnęła go na górę, znikli po chwili na piętrze.
-Najważniejsze, że nic się nie stało. - odezwał się nagle Edward zwracając się w moją stronę. Cholera ! Zapomniałam, że umie czytać w myślach. Jacob razem z Renesmee skierowali się do wyjścia, a za nimi ruszył ojciec hybrydy. W salonie zostali tylko Alice, Jasper, Esme, Seth i ja. Dziwne, bo nawet nie byłam zawstydzona całą sytuacją.
- Alice, zaprowadź Camille do starego pokoju Edwarda, pokaż jej łazienkę i daj jakieś ubranie. - uśmiechnęła się Esme. Krótkowłosa puściła rękę Jaspera i łapiąc moją pociągnęła mnie w kierunku schodów. Seth oczywiście ruszył za nami, ale powstrzymał go blondyn kiwając przecząco głową, na co zmiennokształtny zrobił smutną minę.
     Pokój Edwarda był wspaniały. Po tym jak mieszkałam z Lukiem w starej, rozpadającej się chatce, odzwyczaiłam się od tak miłego pomieszczenia. Alice pokazała mi łazienkę i dała czyste ubranie. Po kąpieli zeszłam na dół ubrana ja modelka, Seth na mój widok aż wstał z kanapy. Poza nim w salonie była Alice z Jasperem, którzy również uśmiechnęli się.
-Wyglądasz pięknie. - skwitował wilkołak, i jestem pewna, że gdybym mogła to oblałabym się w tym momencie rumieńcem. Po chwili zza rogu wyłonił się Carlisle i Esme, wampir w ręce trzymał kubek, w którym zdecydowanie była krew ludzka. Wszyscy obserwowali mnie z uwagą gdy podnosiłam kubek i upiłam łyk. Znowu poczułam gorący płyn rozlewający się po moim gardle. Dosłownie czułam ja wzrastam w siłę, zarówno fizyczną jak i psychiczną. Na dnie nie została ani kropla, odkładałam kubek na stół gdy usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się do drzwi. Alice w ułamku sekundy znikła a po chwili poczułam jak od strony wejścia do domu czuć ten sam zapach co przy Jacobie i Sethcie. Do salonu weszła dziewczyna, która bez dwóch zdań była zmiennokształtną. Na mój widok zrobiła zdziwioną minę.
- Witaj Leah, to jest Camille. - przedstawiła mnie Esme.
- Kim ona jest ? - zapytała zimno. Już chciałam odpowiedzieć gdy przy moim boku zmaterializował się Seth.
- Ona jest ze mną. - powiedział z uśmiechem, co nie spodobało się zmiennokształtnej.
- Jak to z tobą ? - zapytała z coraz większym gniewem.
-No normalnie, Cam jest od teraz tylko moja. - Pomimo rozbawienia chłopaka, Leah była już całkiem zdenerwowana.
- Seth ! Chyba żartujesz ! Nie mów mi tylko, że się wpoiłeś ! - teraz już krzyczała, z góry zeszli Rosalie z Emmettem żeby popatrzeć.
-Nie żartuję. Wpoiłem się w Camille. - o dziwo Seth spoważniał. Leah była już cała czerwona. Pokiwała głową i wybiegła zostawiając mnie z pewnością, iż trudno mi się będzie z nią zaprzyjaźnić.
Emmett z uśmiechem poklepał brata po ramieniu.
- Dzięki braciszku, że trzymałeś się z dala od manipulowania jej uczuciami. Miałem niezły ubaw. - Esme skarciła go wzrokiem.
-Dobrze wiesz, że mój dar nie działa na zmiennokształtnych. - wytłumaczył się blondyn. Seth zwrócił się w moją stronę.
-Przepraszam Cię za nią ,ma trudny charakter - wytłumaczył dziewczynę. - Tak w ogóle to była moja siostra - uśmiechnął się promiennie. Zdziwiłam się, bo nie widziałam podobieństwa.
   Resztę nocy spędziłam rozmawiając z Carlislem o tym jak powstrzymać moje pragnienie i opanować dar. Czułam się trochę skrępowana, bo Seth zasnął z głową na moich kolanach. Inni jednak śmiali się z całego zdarzenia. Tuż przed wschodem słońca usłyszałam odgłos zbliżającego się samochodu. Nagle w salonie pojawiła się Alice z Jasperem. Dziewczyna była lekko zdenerwowana.
-Bella wróciła i wie co się stało. Rozmawiała z Jacobem i jest wściekła. - Słyszałam wiele o nowo narodzonej, ale nie obawiałam się niej. Wiedziałam, że uda mi się ją powstrzymać.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, wiem... Strasznie długa przerwa, ale proszę. Zrozumcie, że jestem teraz w trzeciej klasie gimnazjum i nauki mam po szyję. Do tego dochodzą przygotowania do testów itd.
Mam nadzieję, że nowy rozdział przeczytacie z ochotą :)


wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 5 : Oswajam się z darem

UWAGA ! Przy słowach odznaczających się kolorem skrywa się obrazek, więc klikajcie na takie słowa ;D






  -Aktywność tego daru jest dość wysoka... i potężna. Ona włada żywiołami - Luke ze szczęścia aż klasnął w dłonie, a ja zaniemówiłam. Nie mogłam uwierzyć, że mogłabym robić coś takiego jak podnosić wodę czy wywabiać z ziemi rośliny jak to robią w filmach.
-Wyczuwam też coś więcej... - zaczął znowu znajomy Luke'a. - Coś czego nie spotkałem u żadnego innego wampira obdarzonego darem władania nad żywiołami. - Luke jeszcze bardziej się podniecił na te słowa.
- Kajusz będzie wniebowzięty - wyszeptał tylko mój opiekun na co wampir siedzący za biurkiem spojrzał na niego znacząco  - Przepraszam mów dalej.
-Dziękuję Luke. Mam silne przeczucie, że Camille poza możliwością władania ziemią, wodą i powietrzem może opanować władanie ogniem. - Luke aż zakaszlał.
- O-ogniem ? Jeszcze żaden wampir nie potrafił władać ogniem ! On nas zabija !
- Wiem, dlatego musi ją wytrenować ktoś doświadczony, z podobnym darem.
-Ale nie mamy czasu Kajusz dał nam jeszcze tylko dwa dni, a od jutra już tylko jeden. Dowiedział się, że część Cullenów a mianowicie Bella wyjeżdża niedługo i to będzie najlepszy czas żeby zaatakować. - słysząc ich rozmowę uznałam, że James wie o całym planie Kajusza i pewnie są w zmowie.  Jednocześnie uświadomiłam sobie, że już niedługo będę musiała zabić nieznaną mi dziewczynę, której nawet nie znałam. Byłam zawiedziona faktem iż nie mogę po prostu odmówić Luke'owi wykonania tej "misji". Znając już, niektóre postępowania Volturich uznałam, że wtedy nie będę miała nawet co uciekać. Znajdą mnie od razu dzięki niejakiemu Demetriemu. Nagle z zamyśleń wyrwały mnie słowa Luke'a
- Musimy jak najszybciej wracać, mamy mało czasu. James, dziękujemy ci za wszystko. Miło było mi ciebie znów spotkać.
-Mnie ciebie tez Luke. Jak już będzie po wszystkim to proszę przyjedźcie do mnie razem. -zwrócił się w moją stronę. - chciałbym lepiej poznać twój dar. - uśmiechnął się ciepło, o ile wampiry mogą się tak uśmiechać.
-Musimy już iść. Do zobaczenia. - zakończył Luke wychodząc z gabinetu.
- Do zobaczenia, i dziękuje panu za odkrycie mojego daru. - odwróciłam się i wyszłam.
   Po pięciu godzinach dotarliśmy do lasów niedaleko Taholah. Po drodze oczywiście zaspokoiliśmy nasze pragnienia kilkoma ofiarami. Luke uznał, że chce przetestować moje zdolności dlatego pobiegliśmy na polanę niedaleko klifów.
-Wyobraź sobie jak przed tobą wyrasta na przykład kwiat. - poinstruował mnie. Skinęłam głową i skupiłam się. W myślach pojawił się obraz wyrastającej z ziemi przede mną róży. Już po kilku sekundach usłyszałam lekkie klaskanie i chichot. Otworzyłam  zamknięte wcześniej oczy. Przede mną wyrosła piękną czerwona róża. Byłam strasznie podekscytowana moimi nowymi zdolnościami.
-Pokaż coś jeszcze - zachęcił Luke. - tak żebym się zdziwił - rzuca mi wyzwanie, pomyślałam. Przymknęłam oczy. Pomyślałam o ścianie bluszczu wychodzącej z ziemi. Otworzyłam oczy, Luke'a nie widziałam za to przed moimi oczami było to co sobie wyobraziłam. Przyjrzałam się dokładniej, każde włókno każdego liścia, każdej gałązki tworzyło szczelnie zamkniętą ścianę. W ułamku sekundy pojawił się obok mnie Luke.
-Jeśli wykorzystasz to w walce to Kajusz będzie zachwycony. Aro nam w końcu podziękuje i postawi na zaszczytnym miejscu u jego boku. - uśmiechnął się i ujął moją twarz w swoje dłonie zmuszając do spojrzenia mu prosto w oczy. Widziałam każdy detal jego szkarłatnych oczu. Czułam jego gładką skórę na swojej twarzy. W końcu pochylił się i mnie pocałował, najpierw delikatnie, ale potem to się zmieniło. Przyciągnęłam go do siebie, nie musiał mnie do tego zmuszać.
    Po godzinie mój "stwórca" uznał, że musi kupić jakieś nowe ubranie, więc pobiegł do Seattle a ja zostałam sama na tej samej polanie co wcześniej. Pomyślałam, że teraz poćwiczę z innym żywiołem. Jeśli chciałam dobrze wypełnić misję to musiałam się postarać a zostało mi mało czasu. Na początek skupiłam się na małym wicherku szalejącym na mojej ręce. Tym razem poszło mi o wiele gorzej, chyba po tych pocałunkach, stwierdziłam. Spróbowałam jeszcze raz, i znowu nic. Uznałam, że woda trochę orzeźwi mój umysł, dlatego ruszyłam pędem w stronę klifów. Minęła tylko chwila i już leciałam siłą wybicia. Po chwili poczułam jak uderzam w granatową taflę wody.  Otworzyłam oczy, dookoła mnie była ciemność. Wypłynęłam na powierzchnię chociaż nie miałam po co, bo jako wampir nie potrzebowałam powietrza. Ba, nie musiałam nawet oddychać.
    Luke oczywiście nie wiedząc jaki mam rozmiar kupił mi za dużą koszulkę, na szczęście spodnie i buty pasowały. Ubrałam się i wyszłam z małej chatki w środku lasu. Luke opierał się o drzewo i spoglądał gdzieś przed siebie. Podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia na co powoli odwrócił się w moją stronę.
- Wyruszamy nad ranem - powiedział tylko. Przytaknęłam głową. Gdzieś w głębi duszy - o ile wampiry mają duszę - nie chciałam tego robić, ale coś mnie do tego zmuszało.
-Coś się stało ? - wyrwał mnie z zamyśleń głos Luke'a.
- Nic, tak sobie myślę.
- Co myślisz ? - nie dawał za wygraną.
- Nie ważne. Chodź na polanę poćwiczę żywioł powietrza bo nie za bardzo mi wychodzi. - chciałam się czymś zająć.
-Dobrze chodźmy. - zgodził się w końcu i ruszyliśmy, tym razem powoli w stronę naszej starej polany.
    Resztę nocy spędziłam na wykorzystaniu mojego daru w celu wytworzenia małego wiatru,. Wyszło mi dopiero po kilkunastu próbach. Po kilku powtórzeniach tego manewru spojrzałam przed siebie na majaczące na horyzoncie słońce. Luke też tam patrzył i tylko delikatnie skinął głową na znak zaczęcia misji zadanej przez Kajusza. Zaczęło padać, jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Luke pobiegł przodem, ale już po chwili go wyprzedziłam. Przez jakieś 10 minut nasz bieg był po prostu wyścigiem. Co chwilę się wyprzedzaliśmy. Już miałam przeskoczyć przez rwącą rzekę, ale Luke zmusił mnie abym się zatrzymała.  Zerknęłam na siebie, całe ubranie było brudne od błota i mokre od rosy.
-Jesteśmy już prawie na miejscu. - powiedział tylko.
- Co teraz robimy ?
- Na szczęście przybiegliśmy od strony gdzie terenu nie patrolują zmiennokształtni, więc połowa roboty za nami. Możliwe jednak, że niektórzy z nich mogą pilnować Cullenów, dlatego dzięki mojej umiejętności ich zatrzymam a ty w tym czasie zajmiesz się ofiarą. Rozumiesz ?
- Jasne, - Plan był prosty a wykonanie trudne, tylko to rozumiałam.
-Używaj swojej mocy żeby ich zmylić. Jak tylko powstrzymam możliwych zmiennokształtnych to dołączę do ciebie. Ruszamy ! - powiedział tylko przeskoczył nad szalejącą wodą. Podążałam cały czas za nim. Biegliśmy przed siebie dopóki nie usłyszałam w oddali odgłosu łamanej gałązki. Wiedziałam, że to było bardzo daleko ale mimo to usłyszałam, i Luke też. Jednak nadal biegliśmy.
-Jeszcze tylko kawałek i nas usłyszą, trzymaj się na uboczu z wyjawianiem swoich myśli, a szczególnie daru. - powiedział Luke.
-Dobrze, postaram się. - w odpowiedzi tylko skinął głową. Nagle po mojej prawej stronie usłyszałam wycie wilka, nie wystraszyłam się, uwierzyłam, że Luke mnie przed nimi obroni. I tak się stało. W chwili gdy wielki brązowo-szary wilk leciał w moją stronę, mój towarzysz użył swojego daru i zwierzę padło z wielką siłą na ziemię. W ułamku sekundy Luke podbiegł do leżącego wilka i złapał rękoma jego szyję. Zaczął go dusić, odwróciłam wzrok. Gdy znowu spojrzałam, wilka już nie było a jego miejsce zastąpił młody chłopak o kręconych czarnych włosach. Miał szeroko otwarte oczy, które były czarne. Spojrzał na mnie i po chwili ciszy przestałam słyszeć jego serce. Luke wstał.
-Zabiłeś go. - wykrztusiłam tylko.
- Musiałem. Chodź, musimy biec dalej. - wiedziałam, że nie musiał go zabijać, ale zrobił to. Spojrzałam jeszcze raz na martwego chłopaka, jego oczy były nadal otwarte. Pomyślałam, że mógł mieć około 20 lat. Zawsze starałam się nie zwracać uwagi na wiek moich ofiar, bo w pewnym sensie śmierć tego chłopaka była moją winą. Zdziwiłam się mimowolnie, ponieważ zorientowałam się, że to wszystko przemyślałam w czasie zaledwie kilku sekund. Nagle jednak poczułam co innego - nieodpartą ochotę biegnięcia dalej, za Lukiem. Zrozumiałam, że to właśnie jego sprawka i nie mogłam się mu przeciwstawić, dlatego ruszyliśmy dalej. Biegliśmy dalej, po jakiejś minucie byłam trochę zdziwiona, że jeszcze nas nikt nie powstrzymuje, ale już po chwili wiedziałam dlaczego. Najpierw poczułam obce zapachy innych wampirów i jakiś kujący mnie w nozdrza nieznany zapach. Po sekundzie dowiedziałam się już skąd dochodzi owa woń. W oddali pomiędzy drzewami dostrzegłam grupę wampirów. Razem z Lukiem wybiegliśmy przed nimi, dostrzegłam tuż za ich grupą skrytą postać, rozpoznałam ją. Była to moja ofiara - Renesmee. Razem z Lukiem ustawiliśmy się do ataku. Ze strony obcych wampirów spodziewałam się wszystkiego, a jednak nie rozmowy. Wampir stojący na przedzie był dziwny, jego oczy były koloru płynnego złota. To właśnie on odezwał się jako pierwszy.
- Nie chcemy was skrzywdzić i oczekuję od was tego samego. - powiedział tylko. Chciałam się odezwać, ale moc Luke'a trzymała mnie cicho. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, słyszałam tylko ciche bicie pół wampirki nadal chowającej się za resztą klanu.
- Nie chcemy sojuszu. - odezwał się w końcu Luke.
- Luke, poczekaj... - nareszcie dar mojego towarzysza przestał chwilowo na mnie działać i wyszeptałam tylko te słowa. Luke spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem. Coś chyba stało się z jego darem bo zignorowałam go i wyprostowałam się.
- Proszę, mów dalej. - zwróciłam się do Carlisle'a o ile dobrze rozpoznałam. Niestety wampir nie zdążył odpowiedzieć. Luke rzucił się na stojącego przed hybrydą Emmetta. Oczywiście nie obyło się bez użycia jego daru na mnie, dlatego mimo woli zaatakowałam. Wampirów po przeciwnej stronie było o wiele za dużo, nie wiem czemu Luke uznał, że uda nam się ich pokonać. Wyszło, że jest nas sześć wampirów od Cullenów na mnie i Luke'a. Po chwili uznałam, że nie mamy szans - dołączyło jeszcze kilkoro zmiennokształtnych. Już miałam z przymusu skoczyć na drobną wampirkę niejaką Alice, ale drogę zastąpił mi rudobrunatny wilk, kłapnął zębami i mało brakowało a odgryzł by mi rękę. Odparowałam cios uderzając go z całej siły w głowę. Dzięki mojej sile odleciał kawałek dalej. Rozejrzałam się za Lukiem bo dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że ledwo wyczuwam jego woń. Nie było go, zauważyłam kątem oka jak ucieka przez las goniony przez czarnego wilka. Nie wiedziałam co mam robić, mój towarzysz uciekał a ja byłam właściwie bezbronna. Chwila mojej nieuwagi wystarczyła. Poczułam jak za rękę łapie mnie osiłek Emmett. Od razu się wykręciłam i odepchnęłam, lecz on nie dawał za wygraną. Do niego dołączyli jeszcze dwaj inni bracia, Edward - ojciec Renesmee, i Jasper. Tym razem nie miałam szans, musiałam użyć mojego daru. Przywołałam w myślach strumień wody z pobliskiej rzeki. Przyleciała od razu, następnie wycelowałam nią w napastników. Kątem oka zauważyłam, że reszta klanu uważnie obserwuje mój wyczyn a wilk, którego wcześniej odepchnęłam wstaje i podchodzi do Renesmee. Woda uderzyła w trójkę wampirów, ale niestety ich nie spowolniła. Wszyscy trzej złapali mnie za ramiona.
- Luke ! Luke ! - Zaczęłam krzyczeć, miałam nadzieję, że jeszcze po mnie wróci. Było mi siebie żal, że nie mogłam przeciwstawić się darowi Luke'a, tak naprawdę nie chciałam nikogo zabijać, byłam do tego zmuszona. Chciałam to wykrzyczeć do podchodzących do mnie powoli członków klanu Cullenów, ale bardziej byłam skupiona na bezskutecznych próbach wyrwania się ze stalowych rąk. Carlisle już miał coś powiedzieć gdy zza drzew wyszedł uśmiechnięty chłopak, chociaż nie byłam tego pewna po jego zapachu. Był mniej więcej w moim "ludzkim" wieku, w ręce trzymał kanapkę. Spojrzał w górę wprost na nas.
- Coś mnie ominęło ? - zapytał, na co zaśmiałam się w myślach. rudobrązowy wilk spojrzał na niego, było widać, że jest zły. Chłopak spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami. Nagle przypomniał mi się wilkołak, którego zabił Luke, czarnowłosy musiał też być zmiennokształtnym.
-Seth... ? - zwrócił się do niego Edward. Teraz wszyscy patrzyli tylko na niego, a on na mnie.
- Co się dzieje ? - zapytał ze spokojem Carlisle. Ja również zastanawiałam się o co im chodzi a w szczególności owemu chłopakowi, który nadal nie odrywał ode mnie wzroku.
- Wpojenie. Seth się w nią wpoił. - powiedział w odpowiedzi tylko. Nie miałam pojęcia o co im chodzi, nadal mnie trzymali i nie pozwalali uwolnić.
- O co tu do cholery chodzi ?! - wykrzyczałam w końcu przestając się wyrywać.
- Ciii... - uciszył mnie tylko Carlisle, wszyscy obserwowali owego Setha, a on po chwili namysłu spojrzał na trzymających mnie na uwięzi. W ułamku sekundy stało się wiele dziwnych rzeczy. Chłopak, który się we mnie wpoił - cokolwiek by to znaczyło - zmienił się w wilka o piaskowej sierści a cała reszta, oprócz Renesmee i tych, którzy mnie trzymali rzuciła się na niego. Wszyscy razem przygwoździli wielkie zwierzę do ziemi.
- Powstrzymajcie go jeszcze przez chwilę. - powiedział Carlisle wstając i podchodząc do mnie. Spojrzałam na niego nieufnie na co on wyciągnął do mnie rękę w geście pokoju.
- Spokojnie nic złego ci nie zrobimy - zwrócił się do mnie. - Za chwilę cię puścimy, ale musisz obiecać, że nie uciekniesz. Wtedy wszystko tobie wytłumaczę co się stało. Musisz nam tylko zaufać. - Nie wiedziałam czy mogę mu uwierzyć. Tak naprawdę się bałam, ale teraz gdy Luke uciekł zostawiając mnie uznałam, że to już koniec. Nie chcę go nawet szukać. Teraz zresztą to już chyba nie mam wyboru. Carlisle i reszta nie wyglądali jakby mieli mnie zabić więc skinęłam głową w geście zgody.
-Emmett, Jasper, puśćcie ją. - żelazny uścisk ustąpił, jednak osiłek i blondyn nadal stali koło mnie. Zwróciłam mój wzrok na wilka przygwożdżonego nadal przez grupę wampirów. Chyba to wyczuł bo również spojrzał się na mnie i po kilku sekundach usłyszałam jak jego serce zwalnia. W końcu przemienił się powrotem w młodego chłopaka. Nie dało się ukryć, że był nagi, dlatego poratował go rudobrązowy wilk i zasłonił go sobą. Przypomniało mi się nagle o tym, że mówiłam sobie iż postaram się jak najlepiej wypaść w walce, Teraz to się zmieniło, już nie miałam poczucia bezsilności, Luke'a nie było i nie więził mnie. W końcu jestem wolna. Nagle moją uwagę zwrócił Seth idący w moją stronę. Odetchnęłam z ulgą, na szczęście był już ubrany. Nie wiem czemu, ale cały czas się uśmiechał chociaż nic śmiesznego w tym nie było. Obserwowałam go uważnie, słyszałam bicie jego serca i gdyby nie śmierdział psem to chyba miałby dobrą krew. Po mojej prawej stronie Edward zachichotał. No tak zapomniałam, że to właśnie on czyta mi cały czas w myślach. Jestem pewna, że gdybym mogła oblać się rumieńcem to byłabym teraz cała czerwona.
- Hej, jestem Seth. A ty ? - przedstawił się chłopak.
- Wiem jak się nazywasz, i chcę tylko wiedzieć o co tu chodzi a moje imię jest mało ważne. - odpowiedziałam mu na co uśmiech znikł z jego twarzy. Czułam się trochę niezręcznie, bo cała reszta stała wokół nas i przyglądała się uważnie, spojrzałam na wampirkę stojącą naprzeciwko, musiała to byś Esme. Tylko ona jako jedyna patrzyła na mnie z współczuciem. Już ją polubiłam. Teraz jednak moją uwagę zwrócił Edward.
- Kto ci zlecił to zadanie ? - zapytał.
- Nie wiem czy mogę powiedzieć... - Luke nic nie mówił czy mogę czy nie.
-Czemu chciałaś zabić moją córkę ? - kontynuował dalej z pytaniami.
- Wcale nie chciałam. Byłam pod działaniem daru Luke'a. - mówiłam szczerze, ale nie wiem czy mi uwierzą.
- Co to za dar ? - tym razem głos zabrał Carlisle.
- On może władać innymi. Sprawia, że ofiara robi to co on chce. - wspomniałam chwile kiedy powstrzymywał mnie od rzucenia się na ludzi w samolocie, wtedy to akurat się przydało, ale teraz uważałam ten dar za przekleństwo.
- No dobrze. Nie mamy chyba więcej pytań.
- Zaraz, zaraz. Chcę wiedzieć co to jest wpojenie ?! - wręcz krzyczałam, ale musiałam to wiedzieć bo nadal nie dawało mi spokoju.
- Wpojenie występuje u wilkołaków. Polega ono na tym, że członek sfory zaczyna postrzegać inną istotę jako centrum wszechświata, jedyną rzecz trzymającą przy życiu. Po wpojeniu wilkołak a w tym przypadku Seth, jest wręcz zmuszony do dostosowywania się do twoich potrzeb, do chronienia ciebie, dbania byś była szczęśliwa. Nie istnieje żadna granica, żaden limit wiekowy, po którym wpojenie może występować. - Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą powiedział Carlisle. Seth się we mnie zakochał, teraz już musimy być razem chociaż nie mam pojęcia kim jest i już ? Informację, że jestem kim jestem już zrozumiałam, ale to wpojenie jest kompletnym szaleństwem. Spojrzałam mimowolnie na Setha, który był raczej zmartwiony całą sytuacją. - Czy możemy porozmawiać sami ? - odezwał się w końcu. Wyglądał na tak zasmuconego, że nie wiem jakim cudem, ale zgodziłam się w duchu. Seth natomiast rozglądał się po milczących twarzach zgromadzonych dookoła.
- Alice ... ? - zwrócił się Carlisle do krótkowłosej, na co ona przymknęła oczy. Dopiero po kilku sekundach ocknęła się.
- Będzie dobrze, nic się nie stanie. - odpowiedziała swoim melodyjnym głosem. - Stanie się dopiero gdy Bella wróci. - po tych słowach się zasmuciła, a ja dopiero teraz zauważyłam brak nowo-narodzonej. Gdyby ona była to jestem pewna, że nie uszłabym z tej potyczki żywa.
- No tak, tym zajmiemy się później. Możecie porozmawiać. I pamiętaj - zwrócił się do mnie najstarszy członek klanu. - Ufamy tobie.




~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po długiej, długiej, długiej przerwie wróciłam z nowym rozdziałem :) Obawiam się, że na następny również (ten kto wgl czyta tego bloga) poczeka :/ pytacie - A czemu tak długo ? Odpowiedź - jestem teraz w trzeciej klasie gim i mam o wiele więcej materiału, sprawdzianów i wszystkiego niż inni :) Liczę wreszcie na wasze komentarze, jeśli coś wam się nie podoba to napiszcie. Przepraszam też za niektóre błędy ortograficzne i inne jeśli znajdziecie (tymczasowo nie mam bety :/)
   

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 4 : Luke uczy mnie jak się bić

   Już przed świtem dotarliśmy na polanę, która miała być naszym miejscem do ćwiczeń.
- Gotowa ?- zapytał
- Tak, możemy zaczynać - oznajmiłam.
  Luke pokazał mi podstawowe ruchy obronne, a później sprawdzał czy uważnie słuchałam, atakując mnie. Poszło mi całkiem dobrze, dlatego przeszliśmy do następnego etapu, czyli ataku. Tutaj już byłam trochę spięta, ponieważ trudniej mi było ćwiczyć na Luke'u.
  Skończyliśmy dopiero późną nocą, i od razu zdecydowaliśmy się iść na małe polowanie. Bez mniejszego namysłu ruszyliśmy brzegiem lasu, wzdłuż autostrady do Seattle. Tym razem jednak w mieście był koncert jakiegoś sławnego zespołu muzycznego, chyba One Direction. Słuchałam go kiedyś, jeszcze przed przemianą, ale to się zmieniło wraz z moją nową naturą. Tłum nastolatek właśnie wychodził z stadionu, więc korzystając z okazji, razem z Lukiem w biegu złapałyśmy dwie z nich, które oddaliły się trochę za arenę. Nawet nie zdążyły krzyknąć, a już czułam jak po ciele rozlewa mi się ciepła krew jednocześnie dając wrażenie większych możliwości. Gdy w mojej ofierze już nic nie zostało, zostawiłam ją i spojrzałam na Luke'a, który też już skończył.
- Rano znowu będziemy ćwiczyć. Musisz napić się jeszcze żeby mieć jak najwięcej siły. - oznajmił patrząc na mnie uśmiechnięty. Jak poprosił tak zrobiłam, i po chwili u naszych stóp leżały już trzy martwe, młode dziewczyny. Były mniej więcej w moim wieku, pomyślałam.
- Wracamy ? - zapytałam Luke'a. Nie wiem czemu, ale nie mogłam dłużej patrzeć na te ciała.
- Jasne - uśmiechnął się mój "stwórca". - Ale najpierw musimy się z kimś spotkać...
    Biegłam za Lukiem w nieznanym mi kierunku. W końcu dotarliśmy do portu, dalej Luke poprowadził nas do starego kutra rybackiego.
- Co my tu robimy ? - spytałam, jednak nie czułam strachu.
- Ciii - uciszył mnie Luke. Najpierw poczułam obcy zapach wampira, a po chwili owa postać wyłoniła się z mroku. Był to średniej budowy mężczyzna, jego blond włosy sięgały mu do ramion. Jego lekko przeźroczysta skóra sprawiała wrażenie bardzo delikatnej. Wygladał na jakieś 20 lat, a na plecy miał zarzuconą czarną pelerynę.
- Witaj Kajuszu. - przywitał się Luke. A więc to on był tym jednym z wielkiej trójki, pomyślałam. Kajusz skinął głową w geście powitania i od razu zwrócił swój wrok na mnie.
- A to jest zapewnie ta wampirzyca, którą przemieniłeś ? - spytał spokojnym, ale zimnym głosem.
- Tak, Kajuszu to jest Camile Hathaway. - oznajmił wskazując na mnie.
- Witaj Kajuszu. - powiedziałam, na co on znów skinął głową.
- Jakie są postępy ? - zapytał nagle.
- Jesteśmy w trakcie ćwiczeń, już za kilka dni będziemy gotowi. - opowiedział w skrócie Luke.
- Bardzo Dobrze, jednak jest mała zmiana planów. Macie tylko dwa dni do ostatecznego kroku. - spoważniaj Kajusz.
-Ale w dwa dni możemy nie zdążyć. - zaprotestował Luke.
- Trzeba tak zrobić, żeby zmylić dary Cullenów. Alice zapewnie już przewidziała, że zmierzacie do nich, a gdy tylko się dostatecznie zbliżycie to Edward będzie czytał wam w myślach. Do tego jeszcze dochodzi tarcza Belli. Dlatego też, gdy juz będziecie w drodze to musicie ją zmieniać, tak żeby ich zmylić. Co prawda oni was nie znają, ale to nie utrudnia im powstrzymania was. - zakończył swoje przemyślania Kajusz. - No czas najwyższy na mnie. Wracam do Volterry, muszę dopilnować żeby Aro i Marek nie dowiedzieli się o tym planie. Życzę wam powodzenia i żegnajcie. - powiedział i zniknął w mroku.
- Wracajmy... - oznajmił Luke łapiąc mnie w pasie.
- Może popłyniemy, nie jest daleko ? - spytałam, bo nagle naszła mnie chęć na pływanie.
- No ok, jak chcesz. - pobiegliśmy w stronę mostu wychodzącego daleko w ocean. Po drodze mijaliśmy zakotwiczone kutry i łodzie. Po chwili poczułam jak woda otacza mnie wokół, otworzyłam oczy żeby się rozejrzeć za Lukiem. Był tuż obok.
     Byliśmy już przy brzegach Taholah, a nad nami rozciągała się skalna ściana klifu.
-Teraz pokażesz na co cię stać - uśmiechnał się do mnie i wyskoczył z wody uczepiając się ściany. Wbiła swoje palce w skałę i po chwili czekał już na górze.
- Teraz ty - usłyszałam go pomimo szumu fal i dość dużej odległości. Pomyślałam sobię, że wygodniej by było gdyby woda sama mnie wypchnęła w górę, kiedyś czytałam ksiązki gdzie takie rzeczy się zdarzały. Wyobraziłam sobie jak by to wyglądało z moim udziałem. Zamknęłam oczy, po chwili gdy je otworzyłam, bo poczułam jak moje stopy dotykają czegoś co nie było wodą, stałam już na szczycie klifu, a Luke gapił się na mnie z szeroko otwartymi szkarłatnymi oczami.
- Jak ty to... ?
- Sama nie wiem,  tylko pomyślałam o tym jak to woda wznosi mnie w górę i proszę, po chwili znalazłam się na górze. - Nie mogłam się nadziwić jak to się stało. - A co dokładnie widziałeś ? Wiesz, miałam zamknięte oczy. - zadałam pytanie wiedząc, że jest głupie.
- Najpierw widziałem cię w wodzie jak zamykałaś oczy i myślałaś o czymś, a po chwili woda jakby wypchnęła ciebie w górę i postawiła obok mnie. - Zastanawiałam się jak to mogłoby być możliwe, gdy nagle do głowy przyszła mi odpowiedź.
- Luke ? A jeśli to dar ? - po tym pytaniu od razu się uśmiechnął.
- Prawdopodobnie. Musimy odwiedzić mojego znajomego wampira.
- Daleko do niego ?
- ... Los Angeles.
     Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już w samolocie do Los Angeles. Bradzo trudno było mi się opanować wśród tylu ludzi, ale wytrzymałam co pewnie było zasługą Luke'a. Wylądowaliśmy bardzo szybko, a resztę drogi przebiegliśmy. Ten jego znajomy wampir okazał się jakimś milionerem zyjącym w wielkiej willi. Luke podszedł do domofonu i zadzwonił, po chwili odezwał sie gruby męski głos.
- Kto tam ?
- Luke Volturi, przyszłem do Jamesa, jestem jego znajomym. - zapadła cisza, po chwili jednak brama zaczeła się otwierać. Drzwi otworzył nam jakiś mięśniak w czarnym garniturze.
-A to - wskazał na mnie. - Kto to ?
- To moja partnerka - odpowiedział Luke.
-No dobrze. Proszę za mną. - oznajmił a my ruszyliśmy jego śladem. Przeszliśmy przez ciemnny korytarz, na końcu były drzwi z napisem "gabinet". Osiłek wskazał nam na te drzwi i otworzył. Weszliśmy do zupełnie oświetlonego pomieszczenia. Za biurkiem siedział bardzo przystojny wampir.
- Luke ! Jak dawno cię nie widziałem ! - powiedział z entuzjazmem wstając z fotela. Przywitali się "misiaczkiem". - Widzę że przyprowadziłeś znajomą. - rzucił spoglądając na mnie.
- Witam, jestem Camillle. - przywitałam się grzecznie i podałam Jamesowi rękę, na co on ją uścisnął.
- Co was tu sprowadza ? - spytał zwracając się do Luke'a.
- Muszę się dowiedzieć, czy Camille ma jakiś dar. To bardzo ważne. - oznajmił Luke.
- Usiądźcie - wskazał na kanapę stojącą w rogu gabinetu. - Aktywność tego daru dosyć wysoka... i potężna. Ona...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to rozdział czwarty.
UWAGA !! Tam gdzie tekst odznacza się innym kolorem >>>>> należy kliknąć, a pojawi wam się zdjęcie owej rzeczy.
Następny rozdział dodam jak najszybciej.
I bardzo, ale to bardzo proszę o komentarze :) Chcę poznać waszą opinię.


piątek, 13 czerwca 2014

Informacja

   Na blogu jest szablon ! I to jaki ! Obłędnie niesamowity według mnie :D ^^ <3
A Wam jak się podoba ? Podzielcie się swoją opinią, no śmiało ja nie gryzę :D

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 3 : Nowa natura

Byłam już przygotowana na wielki wstrząs a może nawet śmierć. Uderzyłam w wodę twarzą, o dziwo nic nie poczułam. Chciałam wypłynąć na powierzchnie do czego wystarczyło mi jedno odepchnięcie. Uświadomiłam sobie następną rzecz - jestem bardzo silna. Wyjrzałam ponad wodę za poszukiwaniem jakiegoś lądu, znalazłam niedaleko plażę. Niestety nie była pusta, na brzegu stał Luke śmiejąc się i trzymając w rękach coś co wyglądało mi na worek.
-Na co czekasz ? Przypłyń tu, przyniosłem ci coś do picia. - uśmiechnął się tajemniczo, lecz ja nadal nie miałam zamiaru wracać do niego. Już to że zamknął mnie w w jakiejś starej szopie bez warunków mnie do tego zmusiła. Odwróciłam się więc w wodzie i postanowiłam poszukać innego miejsca do wyjścia. Luke jednak widząc to, swoją siłą umysłu skierował moje ruchy do miejsca gdzie on stał. W moich oczach malowała się wściekłość na co on zaczął się znowu śmiać.
- Ha ha. Mnie nie powstrzymasz - wudukał ledwo powstrzymując śmiech.
- A skąd wiesz frajerze ?! - zadrwiłam z niego, ale tylko pogorszyłam sprawę. Na twarzy Luke'a malowała się wściekłość.
- Jeszcze mi podziękujesz za to co ci przyniosłem - z trudem hamował śmiech. W końcu wyszłam z wody i przekonałam się na własne oczy co Luke trzymał w rękach. To był człowiek. Gdy podeszłam bliżej rozpoznałam w nim Marcusa - mojego kolegę z pracy. Nigdy go nie nie lubiłam, ale i tak na widok jego bezwładnego ciała leżącego w ramionach Luke'a zrobiło mi się go strasznie żal. Byłam też wściekła na Luke'a . Jak on mógł coś takiego zrobić ?!
- Znasz go ! - zadrwił. Przytaknęłam niechętnie.
-Dlaczego mu to zrobiłeś ?
- Chciałem tylko żebyś się posiliła.
- Posiliła ?! Ja nie jestem żadnym kanibalem ! Nie jem ludzi ! - krzyknęłam.
- Ha ha. Nadal nie rozumiesz... Jesteś wampirem Camille. - słowo wampir najbardziej zapamiętałam. - Jesteśmy bardzo silni, niezmiernie szybcy, pijemy ludzką krew, posiadamy różne dary, nie śpimy, nie pijemy i nie jemy niczego prócz krwi ludzkiej, na słońcu iskrzymy, ale nie spalamy się, jesteśmy nieśmiertelni i od momentu przemiany nie starzejemy się...
- Kłamiesz ! - nie chciałam uwierzyć własnym uszom. Powiedziałam sobie tylko w myślach "wampiry nie istnieją, to tylko sen". Luke na te słowa się zdenerwował a potem wszystko zdarzyło się bardzo nagle. Luke szybkim ruchem ręki wyciągnął z kieszeni nóż i przeciął Marcusowi skórę na szyi. Polała się krew, a później jakaś podświadomość mojego umysłu sprawiła, że w jednej chwili znalazłam się przy Marcusie i piłam krew z jego rany na szyi. Czułam jak ten gorący płyn rozlewa się po moim ciele i daje mi siłę o której nawet nie marzyłam. W końcu gdy w ciele mojej ofiary nic nie zostało, podniosłam głowę. Luke stał pod drzewem przyglądają się mi uważnie. W końcu podszedł i zmusił mnie żebym stanęła na przeciwko. Stał tak blisko, że stykaliśmy się prawie nosami. Luke spojrzał mi głęboko w oczy a ja zrozumiałam, że to co zrobiłam było moją nową naturą i bez niego bym sobie nie poradziła.
- Dziękuje - szepnęłam w końcu.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się. - przyzwyczajaj się. - Gdy tylko to powiedział to poczułam nieodpartą chęć pocałowania go. Przejechałam najpierw oczami po jego idealnych rysach twarzy i uroczym uśmiechu. Pomyślałam, że to może jego sprawka, że chcę go pocałować, ale i tak w końcu to on zrobił pierwszy krok i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Jego wargi w kontakcie z moimi były miękkie. Już nie myślałam o nim jako o moim oprawcy, który zamknął mnie w starej szopie w środku lasu. Teraz i tak nie robiło to mi różnicy, takie rzeczy już rzadko miały mi się przytrafiać. Oderwaliśmy się od siebie, Luke spojrzał mi w oczy.
- Koniec tego dobrego. Musimy zacząć trenować. Chyba wiesz jakie mamy zadanie. - właśnie, zadanie. Na początku myślałam, że nie wykonam go ponieważ nie jestem jakąś osobą na posyłki, ale później stwierdziłam, że dla satysfakcji Luke'a mogę to zrobić - zabić nieznaną mi hybrydę.
- Dobrze od czego zaczynamy ? - spytałam.
- musisz nauczyć się polować na początek. - oznajmił
- Ale przecież już się napiłam. - odpowiedziałam przypominając sobie Marcusa.
- Wiem że już piłaś, ale to za mało.
- No dobrze. Gdzie zaczynamy ? - poczułam ucisk w gardle.
- W miasteczku, ale dopiero nocą... Chodź musisz się przebrać. - dopiero w tej chwili zauważyłam jak wyglądam. Spodenki, które miałam na sobie w dniu surfingu były podarte i brudne, koszulka była nie mniej zniszczona. Moje stopy były bose i brudne od błota i trawy. Nawet mojego włosy były roczochrane i stały pod niewiadomym kątem. Zaczerwieniłam się na widok samej siebie.
- No już daj spokój. Nie wygląda tak źle. - pocieszył mnie Luke.
    W chacie Luke dał mi ubranie. Była to biała koszula, spódnica do kolan, ciemne rajstopy i czarne pantofle. Na plecy Luke zarzucił mi na długi czerwony płaszcz. Później z trudem, ale udało mi się rozczesać włosy i zrobić delikatny makijaż.
   Do nocy zostało tylko kilka godzin. Ten czas spędziłam z Lukiem na zapoznawaniu się z rodziną, do której należała hybryda. Okazało się , że ma na imię Renesmee, jej matka jest Bella która urodziła ją będąc jeszcze człowiekiem. Jej ojcem jest Edward. Jest jeszcze Jasper, Alice, Rosalie i Emmett. Opiekują się nimi Esme i Carlisle. Wiele z nich ma dary : Bella to tarczą mentalna, Edward czyta w myślach, Alice przewiduje przyszłość a Jasper kieruje uczuciami. Są bardzo silnym klanem ze względu też na osiłka Emmetta i dlatego, że zadają się z dziećmi księżyca czyli wilkołakami.
   Gdy już nadeszła noc, pobiegliśmy do Seattle. Droga zajęła nam niecałe dziesięć minut. W tym czasie poznawałam swoją siłę i szybkość przeskakując przez wąwozy i przewracając drzewa stojące mi na drodze. Raz nawet zagapił się na Luke'a i wpadłam prosto na wielki dąb rosnący na skraju polany. Luke miał śmiechu co nie miara.
   W końcu na miejscu pokazał mi jak polować żeby nie zwrócić na siebie uwagi. Przyszła kolej na mnie. Poszliśmy na inną ulicę i stanęłam tuż za rogiem jakiegoś starego, zapełnionego ludźmi baru. Miałam już pomysł, poczekałam aż ktoś wyjdzie. Był to akurat mężczyzna tak jak chciałam. Stanęłam koło drzwi, gdy wychodził zauważył mnie i uśmiechnął się. Był to młody ale pijany chłopak, napewno po osiemnastce. Podszedł do mnie.
- Co taka śliczna dziewczyna robi tutaj w takim nudnym miejscu ? -  nic nie odpowiedziałam tylko przejechałam palcem po jego torsie, przygryzając przy tym prowokująco wargę. Odeszłam później w stronę ciemnej uliczki mając nadzieję, że pójdzie za mną. Podziałało, ruszył moim śladem. Już gdy podszedł do mnie czułam zapach jego krwi zmieszanej z nutą alkoholu. Już nie mogłam wytrzymać i rzuciłam się na niego z obnażonmi kłami. Nawet nie zdążył krzyknąć, po chwili leżał już bezwładnie na ziemi. Luke wyszedł z mroku i w ramach gratulacji pocałował mnie. Nie był to delikatny pocałunek jak ten pierwszy tylko gwałtowny i zachłanny. Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, wróciliśmy do naszej starej szopki i środku lasu. Zaczynałam już się przyzwyczajać do mojej nowej natury.  A już jutro miał być następny trening obrony z Lukiem.

~~~~~~~~~~~~
A więc następny rozdział :-D prosiłabym was bardzo o jakiś cień obecności :)
Następny rozdział dodam jak najszybciej, czyli tak do końca tygodnia :D
Papaaaaaa xD

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 2 : Mrok

   Na początku czułam się jakbym była palona na stosie, a później jeszcze polano mnie paliwem bo przygasałam. Byłam bardzo zdziwiona bo wydawało mi się, że słyszę szum wiatru i szelest liści.
- Ha ha. Wiem, że już mnie słyszysz. - usłyszałam nagle męski głos dobiegający gdzieś zza moim pleców. Bardzo chciałam wstać i zobaczyć kim jest ten nieznajomy, ale nie mogłam za nic się ruszyć. I znowu wpadłam w ciemność...

   Moje oczy musiały kilka razy zamrugać żeby zobaczyć co jest dookoła. Wstałam bardzo powoli jakby obawiając się, że zaraz przewrócę, lecz nic takiego się nie stało. O dziwo moja równowaga była idealna, żadnych zachwiań, nic. Rozejrzałam się dookoła, moje oczy natrafiły na snop światła wdzierający się przez szparę. Zorientowałam się, że byłam w jakiejś starej szopie w lesie. Nagle za mną odezwał się ten sam głos co wcześniej.
- Szybkość, siła i pragnienie, jakie to przydatne. - mruknął pod nosem. Pod ściana stał ten sam mężczyzna co w moim śnie, w długim czarnym płaszczu i kapturze na głowie.
- Kim jesteś ? - warknęłam. Mój ton zadziwił mnie, czułam się bardziej odważna niż kiedykolwiek. Nie czułam już strachu.
- Jestem Luke, należę do klanu Volturi. Jest to królewska rodzina wampirów, to oni władają naszą rasą.
- Pff, "wampiry", "naszą" ? Niezły żart. - prychnęłam, szczerze nie wierzyłam w takie bajki, chociaż czytałam wiele książek fantastycznych.
- Dobrze słyszałaś, wampirów. Jesteśmy bardzo szybcy, mamy ogromną siłę. Posiadamy też dary, ja na przykład potrafię kontrolować wampirze i ludzkie posunięcia.  - jego ton był nadal spokojny i stanowczy. Podszedł do mnie tak blisko, że widziałam dokładnie każde włókno jego szkarłatnych oczu. Uśmiechnął się tajemniczo a po chwili moja ręka powędrowała na szyję Luka, nie chciałam tego robić, ale czułam że to on mnie do tego zmusza. Luke położył swoje ręce na moich biodrach, czułam się strasznie nie mogąc nic z tym zrobić. Byłam zirytowana i zrobiłam wściekłą minę. - Masz takie śliczne czerwone oczy. - mruknął mi do ucha. -  Aro zlecił mi zadanie...
- Kto ?! Aro, co to za idiotyczne imię ? - kojarzyło mi się z czymś pustym w środku i wypełnionym tylko powietrzem. Niestety te słowa nie wywarły na Luku dobrego wrażenia. Złapał mnie mocno za szyję. Jednak nie dusiłam się, czułam tylko lekki ucisk.
- Nigdy nie mów tak o nim ! - warknął mi tuż koło ucha. - A więc, Aro dał mi zadanie. Mam cię wyszkolić, a ty później będziesz musiała zabić pewną hybrydę. - puścił mnie i pozwolił usiąść, sam skierował się w stronę wyjścia. - Nie ruszaj się stąd, jeśli chcesz przeżyć chociaż kilka godzin... Zaraz przyniosę ci coś do wypicia... - wyszedł i nawet nie zamknął za sobą drzwi. Gdy już się upewniłam, że oddalił się to ruszyłam do wyjścia. Strasznie się zdziwiłam zjawiając się przy nich w niecałą sekundę. Wyszłam ostrożnie ze starej drewnianej chatki. Moje oczy wychwyciły każdy detal w lesie, pająka tkającego sieci, mrówkę chodzącą po konarze wielkiego dębu. Wiedząc, że jestem bardzo szybka pomyślałam, że Luke mnie nie dogoni i puściłam się biegiem w nieznanym kierunku. Czułam lekki wiatr na twarzy, podziwiałam każdy detal lasu. Był po prostu niesamowity ! Zachwycałam się nawet nie wiedząc co mnie zaraz czeka, nagle drzewa się przerzedziły. Moim oczom ukazał się klif, a pod nim przepaść na kilkanaście metrów w dół prosto do wody. Oczywiście nie zdążyłam zahamować i moje ciało poleciało w dół w stronę czarnej toni oceanu. Pomyślałam, że Luke miał rację, mogłam nie wychodzić z chatki a przeżyłabym więcej niż kilka godzin ...


~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak wam się podoba drugi rozdział ? Następny dodam dopiero w czerwcu bo wyjeżdżam za granicę ;)
Bardo, bardo proszę, jeśli przeczytałaś = skomentuj <3

środa, 21 maja 2014

Rozdział 1 : przebudzenie




   Gdy wychodziłam z pracy na dworze było już ciemno. Skręciłam w prawo i szłam skrajem lasu w stronę mojego wynajętego pokoju. Nagle po drugiej stronie zauważyłam mężczyznę wychodzącego z pomiędzy drzew. Miał na sobie długi, sięgający do kostek ciemny płaszcz, na głowę miał naciągnięty kaptur dlatego nie widziałam jego twarzy. Przestraszyłam się trochę i przyspieszyłam kroku, lecz mężczyzna już był za mną. Wrzasnęłam na całe gardło i skoczyłam do lasu w nadziei, że zdołam go zgubić pomiędzy drzewami. Biegłam przez las aż wpadłam na polanę, księżyc świeciła na tyle jasno, że widziałam co się dookoła mnie dzieje. Niestety mężczyzna odnalazł mnie... Stanął na przeciwko i ledwie zauważalnym ruchem ręki zrzucił swój kaptur. Pierwsza moja uwaga była skierowana na oczy, były szkarłatne co mnie przeraziło. Poza tymi strasznymi oczami był bardzo przystojny, wyglądał jak model (oczy czerwone). Tylko tyle widziałam, bo zaraz potem mężczyzna w ułamku sekundy zjawił się obok mnie. Uśmiechnął się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. Stałam jak sparaliżowana czekając na to co się dalej stanie. On odchylił lekko moją głowę i odrzucił moje włosy w tył, z przerażeniem zastanawiałam się co zrobi dalej nadal nie mogąc ruszyć się z miejsca. W końcu posunął się dalej i zatopił swoje zęby w mojej szyi...

- Aaa ! - krzyknęłam podnosząc się gwałtownie, poczułam jak uderzam kogoś ręką.
- Auć ! To bolało ! - usłyszałam znajomy głos, przetarłam oczy i nad moją głową ujrzałam panią Stephanie, kobietę która wynajęła mi pokój.
- O jejku ! Bardzo Panią przepraszam, ja naprawdę nie chciałam... - zaczęłam się tłumaczyć .
- Spokojnie nic się nie stało, miałaś zły sen. Krzyczałaś. - uspokoiła mnie. Właśnie... sen, był straszny. - Dzisiaj niedziela, ja jadę z mężem do Seattle. A ty co masz zamiar robić ? -
- Chyba pójdę popływać. - oznajmiłam bez namysłu.
- Dzisiaj są duże fale, może poserfujesz ? - zapytała, na mojej twarzy wykwitł uśmiech.
- Oczywiście, już tyle czasu czekam na jakieś większe.
- Tylko pamiętaj, uważaj na siebie. My zaraz wyjeżdżamy i nie będzie nas cały dzień, chyba sobie poradzisz z obiadem co ? - spytała puszczając do mnie oczko.
- Oczywiście. - powiedziałam krótko, Stephanie już miała wyjść z pokoju, ale ją zatrzymałam. - Proszę Pani ...
- Tak ?
- Dziękuję za to wszystko co Pani dla mnie robi, bez pani nie poradziłabym sobie. - powiedziałam rumieniąc się lekko.
- Ależ kochanie... - zaczęła i przysiadła na moim łóżku. - Po pierwsze, nie mów do mnie pani tylko Stephanie. A po drugie, musiałam ci pomóc. Straciłaś rodziców tak wcześnie, a ja nigdy nie mogę mieć dzieci, więc gdy tylko się zgłosiłaś po mieszkanie, jak dowiedziałam się o twojej przeszłości...- nie mogłam uwierzyć własnym uszom, skąd ona znała moją przeszłość?! Myślałam że zaczynam nowe życie... Zmartwiłam się trochę tymi słowami. - Spokojnie skarbie... nikomu nie powiedziałam. Nawet Harry nie wie. - odetchnęłam z ulgą, Harry to mąż Stephanie. Gdyby dowiedział się prawdy... nie wiem czy miałabym gdzie mieszkać.
- Mimo to dziękuję. - odpowiedziałam spokojnie. W odpowiedzi Stephanie pocałowała mnie w czoło i wyszła bez słowa pożegnania . Wstałam i podeszłam do mojej szafy, szperając w niej przez kilka minut w końcu ubrałam to .  Wyciągnęłam z szafy moją starą torbę i wrzuciłam do niej mój  strój do surfingu , telefon, portfel i ręcznik. Z pod łóżka sięgnęłam moją deskę i obładowana tymi rzeczami zeszłam na dół do kuchni. Odłożyłam wszystko obok drzwi i wzięłam się za śniadanie.
      Moja droga do plaży przechodziła przez las, trochę byłam niechętna iść tędy,  przypominając sobie koszmar, ale jakoś dojść musiałam. Idąc cały czas spoglądałam się za siebie. W końcu doszłam do plaży, jak zawsze nikogo nie było. Przebrałam się dyskretnie, zostawiłam rzeczy obok dużego kamienia przy skraju plaży i ruszyłam z moją deską do wody. Fale rzeczywiście były wysokie, gdybym nie umiała pływać pewnie bym nie wróciła z wody. Próbowałam znaleźć jakąś dogodną falę, ale bezskutecznie,minęło już kilka dobrych godzin, zawiedziona wyszłam z wody i pobiegłam w kierunku moich rzeczy. To co zobaczyłam zszokowało mnie, wszystkie moje rzeczy były wyrzucone z torby i leżały na piasku. Włączony telefon, portfel, klucze od domu. Przestraszyłam się i czym prędzej przebrałam się, schowałam swoje rzeczy powrotem do torby, wzięłam deskę i pobiegłam do domu. W połowie drogi miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi, po chwili poczułam piekący ból na skroni,a później widziałam już tylko ciemność...



UWAGA ! Tam gdzie słowo jest zapisane na inny kolor niż reszta tekstu należy kliknąć :D
~~~~~~~~~~
No trochę długo czekaliście na pierwszy rozdział ale nie chciałam dodawać dopóki nie będzie nowy szablon, tyle że za nim będzie trzeba trochę dłużej poczekać :)
Zapraszam do komentowania i podzielenia się opinia :D